Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/26

Ta strona została przepisana.

— A propos, zaczęła znowu Felicja, czując wzrok uwielbienia na sobie spoczywający i chcąc go od siebie odwrócić — czy pan wiesz, że ja go widziałam... tego pańskiego Naboba? W zeszły piątek wskazano mi go w wielkiej operze.
— Więc pani byłaś w piątek w operze?
— Tak! książę oddał mi swoją lożę.
Jenkins zbladł
— To też zmusiłam Konstancją do towarzyszenia mi — po raz pierwszy po dwudziestu pięciu latach; bo od jéj pożegnalnego występu, ani noga tam nie postała. Co się z nią działo, mianowicie podczas baletu... Drżała z w zruszenia, promieniała z radości; dawne tryumfy biły jéj z oczu. Przy możliwości takich wzruszeń rzeczywiście łatwo szczęśliwym być można. Ten Nabob to w istocie typowe zjawisko. Pan go musisz kiedy przyprowadzić. Bawiłoby m nie to, taką głowę kopiować.
— Co!! toż on nieznośnie brzydki! Pani mu się widocznie dobrze nie przypatrzyłaś.
— O, przeciwnie, bardzo dokładnie. Siedział właśnie naprzeciwko nas. Jego biała twarz murzyńska ślicznie by się wydawała na marmurze. Toby było coś nadzwyczajnego, oryginalnego! Zresztą ponieważ tak jest brzydkim, nie powinieneś pan czuć się tak nieszczęśliwym, jak zeszłego roku, kiedy mi Mora za model służył... O! z jak brzydkiém uczuciem przyglądałeś się pan temu wówczas.
— Za dziesięć lat życia, nie chciałbym przebyć czegoś podobnego po raz wtóry — przebąknął głosem przytłumionym Jenkins. Pani naturalnie cierpienie drugich sprawia rozrywkę.
— Pan wiesz dobrze, że mi już nic nie sprawia rozrywki. odparła z pogardłiwém wzruszeniem ramion i nie spojrzawszy nawet na doktora, zatopiła się w owém niemém