Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/266

Ta strona została przepisana.

spotkania się z Géry’m i nie chciał zgoła ani czytać, ani słyszeć jego sprawozdań.
Przepędzał noce w klubie, poranki w łóżku; zaledwie jednak obudził się, już salony zapełniały się rozmaitymi gośćmi, którzy nieuwzględniając potrzeby spokoju dla Jansoulet’a rozmawiali z nim, gdy się ubierał, a przytem wielu było takich, którzy go dręczyli swoją obecnością nawet w łóżku. Nabob odpowiadał wtedy okrywszy się kołdrą aż po oczy.
Kiedy jakimś niespodziewanym zbiegiem okoliczności, cudem jakim Géry zdołał go pochwycić samego, Nabob krył się, uciekał lub wreszcie dość opryskliwie odpowiadał:
— Obecnie nie mam czasu. Innym razem mój drogi.
W końcu młodzieniec uciekł się do heroicznych środków.
Jednego dnia, bardzo wcześnym rankiem, o godzinie piątej, Jansoulet powróciwszy z klubu, znalazł na stoliku przy łóżku list, który z początku wziął za zwykłą denuncjację bezimienną, jakie codziennie otrzymywał.
Rzeczywiście była to denuncjacja, ale podpisana nazwiskiem autora, występującego z odkrytą przyłbicą, a wiała z niej lojalność i siła młodzieńcza tego, który ją napisał.
Géry zawiadamiał Naboba bardzo jasno o nikczemnościach eksploatacji, jakiej był ofiarą.
Nie obawiając się niczego, niegodziwców, łotrów i oszustów wymieniał wprost z nazwiska.
Wyraźnie pisał w liście, że z grona otaczających go osób nie było ani jednej, któraby nie miała na celu wyzyskania go, nie było ani jednej, któraby nie okłamywała go i nie okradała.
Od góry do dołu, w całym domu, mieścili się lu-