Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/270

Ta strona została przepisana.

— Przedewszystkiem, mój przyjacielu, rzekł, wchodząc i zamykając za sobą drzwi, odpowiedz mi szczerze i śmiało na wszystkie pytania, jakie ci zadam. Czy rzeczywiście masz stały, nieodwołalny zamiar opuszczenia mię, jak to wyraziłeś w liście do mnie pisanym? Czy tylko odjazd twój spowodowała jakaś nowa, nikczemna intryga, jakich oddawna w Paryżu stałem się ofiarą? Jestem pewny, że skoro odważyłeś się na wypisanie mi w liście rozmaitych zarzutów, przyjmiesz równie i usprawiedliwienie...
Paweł zapewnił go, że nie miał żadnej innej ubocznej przyczyny, że zamiar odjazdu powziął z własnego natchnienia, kierowany własnem sumieniem.
— Zatem, zechciej wysłuchać mię a sądzę, że będę w stanie zatrzymać cię przy sobie.
List twój napisany wymownie, uczciwie, jak przystoi na przyjaciela i zacnego człowieka, nie wypowiedział nic nowego, o czem bym od trzech miesięcy sam nie wiedział. Tak jest, drogi Pawle, masz najzupełniejsza słuszność. Paryż jest miastem pełnem intrygantów i oszustów.
Brakło mi w nim kierownika poczciwego, któryby mię obronił od nikczemnych podstępów i zastawionych sieci.
Ja w nich wszystkich widzę tylko wyzyskiwaczy nic więcej.
Wszyscy łotrzy, już od dawna wykluczeni ze społeczności miejskiej, zbłocili swym wstępem kobierce mojego mieszkania... Przyglądałem się właśnie tym salonom, przedstawiającym się jak izby szynkowne.
Potrzebują koniecznie silnej ręki, aby je jak należy czyściła i umietła; i zapewniam cię, że nadejdzie dzień, w którym oczyszczę je moją własną ręką. Jednak muszę czekać dopóki, nie zostanę deputowanym. Ci łotrzy dopo-