Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/278

Ta strona została przepisana.

Zmarszczyła brwi, a następnie odpowiada nieco rozdrażniona:
— To prawda... Protekcji księcia Mora... Niepotrzebujesz pan wcale czynić mi jakichkolwiek wyrzutów. Wiem co mówią o mnie i wcale się nie gniewam.
Rzuca kawałek gliny na obicie.
— Domyślają się ludzie czasami tego, czego wcale nie ma. Ale mniejsza o to. Przyrzekam panu, że głowa pańskiego przyjaciela, będzie na wystawie w tym roku.
W tej chwili rozchodzi się zapach smażonego cukru i wchodzi Cremnitz przezwana zwykle wróżką, niosąc na talerzu smarzone jabłka w cieście. Prawdziwa wróżka, ufryzowana, odmłodzona, ubrana w białą tunikę, mając obnażone ramiona pokryte jedynie żółtego koloru koronkami.
— Pokosztuj moich przysmaków, tym razem udały mi się, doskonale... Ach przepraszam, nie wiedziałam, że masz gości Aha! to pan Paweł! Wybornie. Pokosztuj pan tych ciastek.
I nasza baletnica podsunęła się z półmiskiem.
— Dajno z tem pokój. Podasz je dopiero przy obiedzie.
— Przy obiedzie?
Baletnica jest niezmiernie zdziwiona tym rozkazem.
— Ależ tak jest. Zachowasz je na obiad, bo pan z nami także podzieli go. Bardzo proszę pana! nie chciej mi odmawiać, dodaje widząc odmowną odpowiedź w poruszeniu głowy młodego człowieka. Będzie to prawdziwa przyjacielska z pańskiej strony usługa. Zostaniesz pan aż do wieczorka.
Wzięła go za rękę. Rzeczywiście prośba grymaśnej artystki wywarła na nim bardzo przyjemne wrażenie! Wprawdzie bronił się jeszcze, ale bardzo słabo. Nie jest