Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/281

Ta strona została przepisana.

bezpieczeństwa, lub gdy po spodziewanem rozbiciu okrętu tą samą wesołością pała oko uszczęśliwionego żeglarza, stojącego nareszcie na stałym lądzie. Śmiała się do rozpuku, można powiedzieć, zanosiła się od śmiechu, drocząc się z Pawłem i prześladując go jego południowym akcentem, jego szczerą prostotą.
Pan jesteś prawdziwy mieszczanin... Ale to właśnie najbardziej mi się w panu podoba. Jest to zapewne skutkiem kontrastu, ponieważ urodzona jestem pod mostem w chwili największej zawierzuchy, i dla tego kochałam zawsze ludzi z usposobieniem poważnem, rozsądnem.
— Co też ty wygadujesz? Jakże to wyobrazi sobie pan Paweł, słysząc że urodziłaś się pod mostem? mówiła dobra Cremnitz, która nigdy nie przesadzała w niczem i brała wszystko wedle litery.
— Niech sobie wyobraża, co mu się tylko podoba, odpowiedziała Felicja. Przecież nie uważamy go jako przyszłego mojego małżonka. Jestem pewna, że nie chciałby żenić się z monstrum nazywanem kobietą-artystką. Sądziłby, że poślubi co najmniej djabła... Masz zupełną słuszność Minerwo... Sztuka jest despotyczną. Potrzeba się jej oddać całkowicie, zupełnie. Pomija się dla niej wszystko, co tylko jest ideałem, energią, szlachetnością, sumieniem, tak że wreszcie nie pozostaje nic dla życia, a pracę w tym kierunku, rzuca się na fale oceanu, jakby łódź kruchą i wątłą, pozostawioną na głębinie bez steru i wioseł. Smutny los dla tego, kto polubił sztukę.
Na słowa Felicji o sztuce, odezwał się nieśmiało młody człowiek: zdaje mi się, że sztuka, jakkolwiek jest tak nadzwyczaj wymagającą, nie zabiera dla siebie wyłącznie całej kobiety. Cóżby np. zrobiła z tą czułością, z tą tkliwością jej serca, z potrzebą kochania, z koniecznością poświęcenia się, która przeważa w niej, co jest jedynym