Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/289

Ta strona została przepisana.



XIV.
Wystawa.

— Przepyszny!..
— Powodzenie ogromne. Barye nigdy nie zrobił nic podobnego.
— A biust Naboba?... Cóż to za pieścidełko! Konstancja Cremnitz nie posiada się z radości! To ona tam idzie...
— Co? Ta mała staruszka w płaszczu sobolowym jest Cremnitz — a ja myślałem, że już umarła od dawna.
— Przeciwnie, żyje i bardzo dobrze się trzyma.
Rzeczywiście Konstancja rozpromieniona, odmłodzona tryumfem swej pupilki, która na wystawie zasłużyła sobie na pierwszej klasy premię, spaceruje pomiędzy tłumem artystów. Przedstawiciele wyższej sfery społecznej gromadzą się około miejsca, na którem znajdują się prace Felicji, jakby gromada czarnych kruków, tłoczą się, gniotą i jeden przez drugiego cisną się do obrazów.
Konstancja pospolicie tak nieśmiała, wciska się do pierwszego szeregu, podsłuchuje toczące się rozprawy, o mało nie jest uduszoną w tłumie, chwyta uwagi i zdania, potakuje głową, uśmiecha się, wzrusza ramionami, gdy dojdzie do jej uszów jaki koncept niewłaściwy, gotowa skruszyć w proch tego, ktoby nie miał uderzyć czołem przed tem dziełem nieśmiertelnego dłuta jej ulubienicy.
Cóż tam znaczy taka Cremnitz, lub wiele innych jej