Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/290

Ta strona została przepisana.

podobnych, w obec tej publiczności spragnionej wrażeń, tłoczącej się, gniotącej, admirującej, krytykującej, i olśnionej zarazem wrażeniami uwielbienia i zachwytu.
Rzeczywiście natłok olbrzymi, wszyscy ci ludzie patrzą z otwartemi usty, z wyraźną przyjemnością i rozkoszą w twarzy; dzieło mistrza zawsze wywołuje w tłumach, najmniej nawet ukształconych, podziw i zachwyt.
W tym półcieniu, w rotundzie sali, gdzie promienie słoneczne wpadają przez okna i w pewnej koniecznej tylko mierze rozjaśniają całą salę, gdzie umieszczono arcydzieła malarstwa i rzeźby, widzieć można grupy złożone z rozmaitych warstw społecznych. Tu przesuwa się elegantka strojna w promienne szaty, tam poważna dama z szelestem ciągnie za sobą olbrzymi tren swej sukni z ciężkiej materji, gdzieindziej znowu artystka nie dawno przybyła z Rossji, olbrzymiem futrem zwraca ogólną uwagę.
Dziwnie odbija ruch wszystkich przechodzących — od bezwładności skamieniałej, stojących na piedestałach marmurowych postaci i biustów.
Szczególniej uderza ogólną uwagę grupa z bronzu, przedstawiająca cztery postacie.
Jakkolwiek figury nie mają wysokości naturalnej, sprawiają jednak nadzwyczajne złudzenie.
Publiczność stoi zdumiona przed tem arcydziełem rzeźby i podziwia z zachwytem. Nagle ciekawość jej zwraca się na inny przedmiot: jest nim pochód Beya z Tunisu, ze świtą oryginalną dygnitarzy w orientalnych strojach, upstrzonych w kosztowności i djamenty.
Bey w Paryżu odgrywał rolę pierwszego lwa i chciał koniecznie zwiedzić wystawę. Był to książę bardzo wykształcony, przyjaciel sztuki posiadający w Bardo galerją obrazów — niezwyczajnej piękności, oraz reprodukcje chremolitografowane wszystkich bitew za pierwszego cesarstwa.