Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/297

Ta strona została przepisana.

chlebców, wzruszyły ją nieco oświadczenia dawnych przyjaciół jej ojca, wyrażających się krótko, ale serdecznie słowami:
— Wybornie moja mała!
Wyrazy te przenosiły ją w dawne, zapomniane już prawie czasy, kiedy ukryta w kąciku ojcowskiej pracowni, podzielająca już w części, tę wielką sławę, jakiej używał wielki Ruys.
Składane życzenia nie sprawiały jej żadnej zgoła przyjemności, brakowało jej czegoś, czego sama nie mogła odgadnąć; myślała o kimś, którego spodziewała się ujrzeć tutaj, który powinien był dołączyć swe życzenia do ogólnych.
Miałażby to być miłość? miłość wielka, gorąca, bez granic — ten rzadki gość w piersi artysty, nie zdolnego oddać się zupełnie uczuciu. A może to tylko marzenie słodkie, pożądające życia rodzinnego, broniącego od znużenia, od nudów jednostajności i jedynego środka pociechy w dniach przykrych, gdy burze wstrząsną sercem i duszą?
Myliła się najfatalniej. Słodkie napozór wzruszenia uważała jako rodzącą się miłość. Tymczasem miłość nie darzy nigdy spokojem, przeciwnie sprawia burzę, tęsknotę; porusza i doprowadza nawet do szaleństwa, do ofiary bezwzględnej, do zapomnienia o sobie, w imię domniemanego szczęścia tej osoby, którą się kocha.
Wydarza się często, że zwykłe spotkanie jakiejś osoby porusza całą naszą istność; — był to obraz, zjawisko spowodowane podobieństwem rysów do pewnej, nam tylko znanej osoby; obraz przelotny, nikły, a tak gwałtownie oddziaływający na naszą wyobraźnię i serce; piorun wypadający z chmury; meteor wypływający z pośród