Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/299

Ta strona została przepisana.

Miał zupełną słuszność być dumnym z niej, gdyż ta drobna paryżanka, nawet obok swej towarzyszki, odznaczającej się nieporównaną pięknością — jaśniejąc młodością i wstydliwością dziewiczą, tak powabną w dwudziestym roku życia, przechowała cały zapas swobody młodzieńczej, była świeżym jeszcze, cudnym kwiatem.
Jakże jesteś szczęśliwa! Ja nic jeszcze nie widziałam; słyszałam tylko, jak wszyscy mówili, że to jest nadzwyczaj piękne...
— Jestem szczęśliwą znalazłszy cię nareszcie, moja droga Alino... Już tak dawno...
— Wierzę temu nie dobra... któż jednak winien?
I w tej chwili Felicja w najciemniejszym zakątku pamięci odnalazła smutną datę rozstania się; przypomniała sobie scenę, w której zamarła jej młodość na zawsze.
— Cóż robiłaś kochaneczko przez cały ten czas? O ja zawsze jednem się zajmuję, nie ma zgoła o czem mówić.
— Tak, tak; wiemy o tem, że nie przyznajesz się do żadnego zajęcia. Poświęciłaś swoje życie dla innych, nie prawdaż?
Ale Alina wcale nie słucha, uśmiecha się bardzo uprzejmie do kogoś stojącego po za Felicją, która też odwróciwszy się spotrzegła Pawła de Géry oddającego ukłon skromny i pełen uszanowania pannie Joyeuse.
— Więc się wy znacie ze sobą? Czy znam p. Pawła? Tak mi się zdaje. Mówimy bardzo często o tobie. Czy ci nigdy o tem nie wspominał.
— Nigdy, to mruk nieznośny...
Umilkła, dziwna myśl zajaśniała w jej głowie, i nie zwracając wcale uwagi na Pawła, zbliża się szybko do Aliny, nachyla się, i coś jej opowiada zniżonym głosem.