Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/304

Ta strona została przepisana.

Brak miejsca w karocy tak obszernej jak dom, to rzecz istotnie szczególna.
Moessard spojrzał na swego przyjaciela wzrokiem osłupiałym.
— Mimo to przecież, odparł, mam ci parę słów powiedzieć... A mianowicie w materji mojego biletu. Pan zapawne go otrzymałeś?
— Bez wątpienia i p. Géry udzieli ci odpowiedzi na takowy. To, czego domagasz się, jest niemożliwe do wykonania. Dwadzieścia, tysięcy franków! Do stu piorunów, to troszkę za wiele!
— Jednakże zdaje mi się, że moje usługi... bąknął elegancki, piękny jegomość.
— Już zostałeś aż nadto sowicie zapłacony. Tak przynajmniej sądziłem. Dwa kroć sto tysięcy franków w ciągu dwóch miesięcy. Na tem należy nareszcie poprzestać. Za gruboby mię to kosztowało, masz pan za długie zęby, i trzeba panu je nieco przypiłować.
Rozmowa ta prowadzona była w czasie przejścia pośród nieustannie przesnuwających się tłumów.
Moessard się zatrzymał.
— Czy to pańskie ostatnie słowo?
Nabob zawahał się na chwilę, przeczuwając niedobre skutki, gdyż p. Moessard miał długi język i był złośliwym, po tem przecież przypominając sobie wyrazy Pawła odrzekł.
— Tak, to moje ostatnie słowo.
— Bardzo dobrze, zobaczymy, mówi piękny Moessard, wywijając ze świstem laseczką w powietrzu. Okręcił się na pięcie... odszedł wielkiemi krokami, jak człowiek, który ma bardzo nagły interes.
Jansoulet dokończył swego tryumfalnego pochodu, tym dniu należało mu zachowywać się bacznie i o-