Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/308

Ta strona została przepisana.

Nasi pryncypałowie jednakże nie okazywali tak dobrego, jak my usposobienia.
O godzinie dziewiątej objąwszy mój posterunek, byłem nadzwyczaj zdumiony wzruszeniem malującem się na twarzy Naboba, jego dziwnem rozdrażnieniem; widziałem go doskonale, jak przechadzał się po salonach z p. Pawłem Géry. Salony były zupełnie puste. Nikt się zgoła nie przedstawił.
— Ja go zabiję! Ja go zabiję! mówił Nabob rozgniewany.
Pan Géry usiłował go uspokoić; lecz wkrótce pojawiła się sama pani i zaczęto mówić o obojętnych przedmiotach.
Wspaniała to postać ta dama Lewantu. Dwa razy takiej tuszy jak ja, — jaśniejąca wdziękami, których świetność podwyższa jeszcze djadem brylantowy; olbrzymie ramiona oślepiającej białości obciążają drogocenne kamienie; szyja kształtnie okrągła, jak cały biust niezwykle rozwinięty; talja ujęta w potężny gorset, ubrany złotemi szamerowaniami i galonami; suknia również w takież same pasy złote, ale przetykane.
Nie widziałem nigdy nic bardziej wspaniałego, bardziej świetnego.
Wygląda ona jak majestatyczny słoń, niosący na sobie wieżę strojną w girlandy i wieńce; obrazek to prawdziwie wyjęty z jakiejś ozdobnej edycji podróży po wielkim świecie.
Kiedy przechodzi opierając się na meblach — całe ciało trzęsie się; a ozdoby przy uszach, i na głowie brzęczą jakby jakie okowy.
Pomimo to ma głosik cienki, ale przenikający, nosi zawsze ze sobą wachlarz tak szeroki, jak ogon pawia,