Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/318

Ta strona została przepisana.

bym zrobił na pańskiem miejscu: poszedłbym i odszukał tego Moessard’a, i kupiłbym go nie targując się. Hemmerling dał mu 20 tysięcy franków, ażeby mówił, a ja ofiarowałbym mu tyleż za milczenie.
— Nigdy... nigdy... zawołał Noel. Pójdę raczej roztrzaskać głowę temu łotrowi.
— Pan tego nie uczynisz. Czy potwarz była istotną prawdą, czy też fałszem — widziałeś dzisiaj jaki wywarła skutek. Oczekuje cię prawdziwa przyjemność. Cóż chcesz mój kochany? Zanadto wcześnie odrzuciłeś skorupę, i chcesz iść o własnych siłach. Bardzo to dobrze kiedy się ma jakie znaczenie, i kiedy się czuje siłę w nogach; lecz kiedy się już dobrze na nogach utrzymać nie można, i kiedy się nadto ma za plecami Hemmerlinga, który idzie trop w trop za nami... to sprawa licha... Z tego też tytułu twojemu panu brakuje już pieniędzy. Wiem, że tam macie jeszcze miljony; ale trzeba mieć prawo do ich podniesienia, a jeszcze w dodatku niech będzie kilka takich jak wczoraj artykułów — to wam mogę oświadczyć, że nic zgoła nie zrobicie. Chcecie walczyć z Paryżem, ale nie wasza w tem głowa, i nie wasze siły...
— Nie jesteśmy tutaj na wschodzie, i jeżeli nie kręcą karku osobom, które się nam nie podobają, i jeżeli ich w worku nie topią w głębokości rzeki, to znajdują się inne sposoby na to, aby zniknęły. Noelu, niech twój pan ma się na ostrożności... Jednego pięknego poranku Paryż połknie go, jak połyka śliwkę, nie wypluwając pestki.
To straszny człowiek ten stary, i pomimo jego złośliwego języka, uczuwam dla niego szacunek.
W czasie kiedy rozmawialiśmy słychać było na górze muzykę i śpiewy.
Z ulicy nasz bal wydawał się bardzo świetnie, błyszczało około tysiąca jarzących świec, a wielkie podwoje były il-