Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/32

Ta strona została przepisana.

postanowienia; rozłączy ono nas na zawsze; lecz to oddawna było twojém życzeniem. — Ja zapewne nie potrzebuję o tém mówić — dodał Jenkins — że zerwanie ze mną musi koniecznie sprowadzić za sobą zerwanie także z matką, bo ona i ja jedno tworzymy.
Młody człowiek zbladł i przez chwilę zdawał się wachać, potém wyrzekł przytłumionym głosem:
— Jeżeli matka moja zechce mnie tu odwiedzić, będę to uważał za największe szczęście, ale zamiar mój, domu pańskiego unikać i nie mieć z panem nic do czynienia pozostaje niewzruszonym i nieodmiennym.
— A czy możesz mi przynajmniéj wytłumaczyć, dla czego?
Młodzieniec odpowiedział stanowczo przeczącym giestem. Teraz już szalony gniew opanował Irlandczyka. Rysy jego twarzy przybrały chytry, zapalczywy wyraz, który każdego, co znał tylko dobrego, prostodusznego Jenkinsa, nieskończenie byłby zadziwił; mimo tego strzegł się dalszych wywodów; mogłyby być dla niego niebezpieczne.
— Żegnam, zawołał, oglądając się jeszcze z progu — a niechaj panu się nawet nie przyśni, liczyć kiedykolwiek na naszą pomoc.
— Nigdy, brzmiała silna i stanowcza odpowiedź pasierba.
Na dany woźnicy rozkaz „na plac Vendôme,“ biegun potrząsł swą pyszną grzywą, jakby zrozumiał, że pan jego do Naboba jedzie, i ruszył z miejsca galopem.
Tak daleka droga i takie przyjęcie!...
Takie przyjęcie męża stojącego na wyżynie drabiny społecznéj ze strony jakiegoś żebrzącego gryzipiórka!... Otóż co człowiek ma, gdy dobrodziejstwo świadczy... Takim mniéj więcéj był temat monologu, w którym Jenkins gniew swój studził; potem nagłe otrząsnął się z tego.
— E! czego się tu gniewać?! I już na trotoarze placu „Vendôme ostatnia znikła fałda — czoło się wypogodziło.