Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/320

Ta strona została przepisana.



XVI.
Człowiek publiczny.

Już brzask dnia rozjaśnił wielkie okna pałacu Mora, już upał wciskał się do wnętrza, na tarasie widać było wspaniałe egzotyczne rośliny, szeregi wazonów i wazoników stanowiących rodzaj aleji.
Cały przepych i zbytek książęcego domu uwidoczniał się przy pysznem oświetleniu słońca, nadając jakąś majestatyczność milczeniu i ciszy spokojowi tej godziny południa, w której tylko jedynie nie słychać ani turkotu powozów pod sklepieniami wjazdowemi ani przetwierania wielkich podwoi w przedpokoju, ani tego nieustającego ruchu służby i innych osób, co jest podobnem do pulsacji światowego salonu.
Wiedziano, że książę aż do 3 godziny przyjmuje interesantów w ministerjum, że księżna Szwedzka, której nie wyszły z pamięci śniegi jej rodzinnego kraju, zaledwie pokazuje się kiedy niekiedy, i wychodzi z po za storów swego bawialnego pokoju; dla tego też nie zjawiał się tu nikt ani odwiedzający ani proszący, a lokaje rozproszeni po rozległym, pustym tarasie, ożywiali się zaledwie widokiem cieni ich długich nóg, i ziewali znudzeni na śmierć, daremnem oczekiwaniem.
Wyjątkowo tylko dzisiaj powóz należący do Jenkinsa, oczekiwał w rogu wielkiego dziedzińca.
Książę cierpiący od wczoraj, uczuł się jeszcze go-