Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/322

Ta strona została przepisana.

przyjdziesz tu jutro... Nie mogę pisać... Tu straszliwie zimno... Doktorze popatrzno jaki mam puls, moje ręce są tak zziębnięte jakby je wyjął z lodu... Od dwóch dni całe moje ciało w tym okropnym stanie... Śmieszna rzecz, podczas takich gorących dni, podczas takich upałów.
— Wcale mnie to nie zadziwia — odparł tonem gburowatym Jenkins, co było jego zwyczajem.
Drzwi się zamknęły za młodym pomocnikiem ministra, unoszącym ze sobą niepodpisane papiery i dokumenta, który wprawdzie wyszedł z miną majestatyczną, ale nie mógł utaić radości z tego wypadku; miał bowiem sposobność pozbycia się choć na chwilę przykrych i uciążliwych obowiązków, a potem uśmiechała się doń swoboda użycia dowolnie swego czasu, pospacerować w aleach ogrodu tuileryjskiego zapełnionego w tym czasie damami w wielkich, eleganckich toaletach, ujrzenia młodych dziewcząt siedzących na krzesłach pod kasztanami obsypanemi kwieciem.
Młody człowiek wcale nie doznawał dreszczu, był przeciwnie w całym blasku swej młodości i siły.
Jenkins zachowując głębokie milczenie, badał swego chorego, askultował, pukał; a potem tym samym tonem gburowatym, nieprzyjemnym, wypowiedział niepokój, a głównie oburzył się na niezachowanie ściśle przepisów lekarskich.
Badał on przyczyny choroby, i rad był wyczytać na pobladłej twarzy księcia dotąd starannie ukrywaną tajemnicę. Miał jednak do czynienia z człowiekiem, z mężem należącym do grona szczęśliwców, z obliczem zamkniętem, jak kufer, w którym ukryta została tajemnicza szkatuła obejmująca w sobie biżuterje, złoto i perły, jednem słowem skarb, w kufrze tym przechowane były również i pachnące miłosne bileciki i listy, miał