Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/323

Ta strona została przepisana.

do czynienia z wejrzeniem jasnem, pewnem, ale chłodnem, z wejrzeniem stalowem, o które rozbijają się zawsze najusilniejsze, najzręczniejsze badania.
— Pan się mylisz, panie doktorze, odparła Jego ekscelleneja spokojnie... W niczem nie zmieniłem moich przywyknień.
— Przeciwnie, zaszła tu nadzwyczajna zmiana — zawołał doktor nie posiadając się z gniewu.
Przekonamy się jednak że tym frazesem przekroczył granice dyskrecji i starał się to złagodzić...
— Potrzeba się mieć na baczności, odparł głosem już daleko słodszym. Doktor nie jest czarodziejem, nie jest magikiem. Potęga kropli Jenkinsa wprawdzie podtrzymuje siły człowieka, ale zawsze ustępują one w miarę wieku, w miarę darów wrodzonych natury, która na nieszczęście, nie jest znowu wszechmocną ale wyczerpującą się.
Książę przerwał głosem nerwowym:
— Bardzo dobrze wiesz panie Jenkinsie, że nie lubię wcale frazesów. To nie z tego punktu należało panu zacząć swoje badanie. Chcę wiedzieć co to jest? Dla czego doświadczam nadzwyczajnego chłodu?
— Jest to skutek anemii, wyczerpania się... skutkiem wypalenia się oliwy w lampie.
— Cóż czynie należy?
— Nic. Potrzeba bezwzględnego spoczynku... Jeść, spać i nic więcej... Gdybyś pan mógł wyjechać i pozostać jakiś czas w Grandbois...
Mora wzruszył ramionami.
— A Parlament? A Izby? A Rada? Nie, nie, niepodobna myśleć o tem!
— W każdym jednak razie, mości książę, potrzeba się hamować...
Wejście woźnego przerwało rozmowę Jenkinsa.