Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/327

Ta strona została przepisana.

— Jego Ekseellencja kazał mi zaczekać w swoim pokoju, odpowiedział Nabob, niezmiernie dumny z tego, że mu pozwolono tak familijnie dostać się do apartamentów księcia, zwłaszcza w godzinie, w której tenże nie przyjmował nikogo.
Było niewątpliwym faktem, że książę czuł rodzącą się sympatją dla tego barbarzyńcy. Z wielu względów książę lubił awanturników zuchwałych, śmiałych i mających szczęście. Czyliż takim nie był?
Zresztą Nabob bawił go. Jego akcent, jego maniery światowe, eleganckie przy nadmiernej tuszy, jego pochlebstwa dość trywialne, jego niby znajomość życia, jego dziwny nieraz sposób zapatrywania się na rzeczy i czyny, wszystko to niezmiernie bawiło księcia.
Nakoniec Nabob, mimo wszelkich wad i nieobycia się ze światem, umiał się rzeczywiście bawić, przegrywał w klubie olbrzymie sumy z obojętnością trudną do określenia, i nigdy wcale w Ecarté nie pytał się o cenę punktu. Lubił też go i za to, że kiedy potrzebował sprzedać jaki obraz, który mu się wcale nie podobał, miał w nim zawsze bardzo chętnego i dobrego kupca.
W ostatnich czasach zabiegi Naboba rozbudziły współczucie w księciu, podziwiał tę cierpliwość walczenia z przeciwnemi prądami opinii, tę walkę nieustanną z przeszkodami.
Na korzyść i na pochwałę księcia można powiedzieć, że zgoła niepodchlebiał tłumowi, i że nigdy nie dał się kierować opinią ulicy.
Widząc w galerji postać Naboba, który obok swej dobroci w twarzy, miał i jakiś dziwny rys nidołęstwa, Mora nie chciał go przyjąć tak publicznie, lecz przeciwnie kazał mu udać się do swego pokoju.
Jenkins i Jansoulet wymienili ze sobą kilka wy-