Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/328

Ta strona została przepisana.

razów zwykłej grzeczności. Ich wielką niegdyś przyjaźń osłabiło i oziębiło wiele rozmaitych okoliczności. Jansoulet odmowił już kilka razy subsidjów na popieranie zakładu dzieci w Bethleem, co ma się rozumieć zwaliło cały ciężar na ramiona Doktora Jenkinsa. Wściekły z takiego obrotu sprawy, był jeszcze bardziej wściekły, że nie mógł otworzyć listu Felicji przed wejściem tego barbarzyńcy.
Nabob ze swej strony nie mógł zgoła przewidzieć czy Jenkins będzie chciał być obecnym rozmowie, jaką poprowadzi zapewne z księciem co do alluzji haniebnych zamieszczonych w Messager, bo rzeczywiście nie miał pewności, czy te potwarze nie osłabią usposobienia i życzliwości wielkiego pana, a rzecz to niezmiernie ważna we względzie potwierdzenia jego wyboru jako deputowanego.
Przyjęcie jakiego doznał w galerji uspokoiło go cokolwiek. Właśnie wszedł książę, a podając mu rękę rzekł:
— Cóż tam mój biedny Jansoulet, wyobrażam sobie coś pomyślał o tem wszystkiem. Paryż pięknie ci zapłaci za twoje przybycie. Krzyków co niemiara, krzyków dyktowanych nienawiścią i gniewem.
— Ach, mości książę, gdybyś pan wiedział...
— Wiem, wiem, czytałem, odpowiedział minister, zbliżając się do ognia.
— Jestem przekonany że WKs. Mość nie wierzy tym haniebnym potwarzom... Zresztą... przynoszę dowody...
Wielką ręką, drżąc z wzruszenia Nabob zaczął przewracać papiery w grubym pugilaresie, który trzymał pod pachą.
— Nie trzeba... Nie trzeba... Jestem doskonale poinformowany... Wiem, że to winno temu nazwisko, ze biorą cię za kogo innego, który mieszkał tu w Paryżu w tym czasie...