Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/33

Ta strona została przepisana.

Było już południe. Paryż bogatych zbudził się i powstał rzeźwy z miękkiéj mgły, aby rozpocząć dzienne swe życie. Okna wystawne sklepów ulicy de la Paix błyszczały, pałace na placu Vendôme zdawały się przybierać dumną postawę, jakby na przyjęcie popołudniowych wizyt, a w samym końcu białych arkad ulicy de Castiglione w bladym blasku zimowego słońca sterczały statuy Tuilerjów, drżące i jakby od zimna zarumienione w pośród grupy drzew z liści ogołoconych.
— Prędko, panie doktorze, bo już wszyscy są przy stole, zawołał długi drągal w nowéj liberji, który z wyzywająco-bezczelném okiem przyjął „na wyżynie drabiny społecznéj będącego męża“ w bramie pałacu Naboba.