Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/330

Ta strona została przepisana.

będziesz natychmiast rehabilitowany. Napiszę, aby raport o twoim wyborze przyspieszono, i jeżeli będę mógł pójść na posiedzenie...
— Wasza ekscellencja chory? zapytał Jansoulet, głosem pełnym współczucia, jakie nie było wcale komedją.
— Nie... jestem trochę osłabiony... Brakuje nam krwi, jak mówi Jenkins, lecz przyrzekł, że nam ją powróci... Wszak tak Doktorze?
Irlandczyk, który wcale nie zdawał się słyszeć, zrobił gwałtowny ruch...
— Do djabła! Ja co mam za dużo krwi...
I Nabob rozwolnił swój krawat, aby mógł swobodniej odetchnąć, był bowiem czerwony i blizki apopleksji, tak go wzruszyła rozmowa z księciem.
— Gdybym mógł WKsMości oddać jej choć w części...
— Byłoby to szczęście prawdziwe dla nas obu, odparł Minister Stanu... Dla pana, ponieważ jesteś zanadto gwałtowny i potrzebujesz nawet w tej chwili koniecznego spoczynku i spokoju. Strzeż się Jansoulet. Nie daj się tak łatwo poruszyć, nie unoś się, bo ci grozi niebezpieczeństwo... Pamiętaj, że teraz jesteś człowiekiem publicznym, że stoisz na estradzie, że z daleka patrzą na ciebie, i żaden twój ruch nie ujdzie niczyjej uwagi. Dzienniki wyrządzają ci niesprawiedliwość, nie czytaj ich jeżeli nie jesteś zdolnym ukryć wzruszenia, jakie powodują pisane tam artykuły... Nierób tego co ja zrobiłem z tym niewidomym na moście la Concorde, z tym okropnym artystą wygrywającym na klarnecie, który mi od dziesięciu lat rozrywą uszy, codziennie wyjątkami z Normy. Już używałem rozmaitych sposobów, chciałem go przekupić i opłacić pieniędzmi, groziłem. Nic nie pomogło. Policja! Ba! może to pomoże. I cóż, w takim razie nowy postęp, nowa idea w społeczeństwie, równouprawnienie, przywileje czło-