Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/333

Ta strona została przepisana.

conych kroków“, przebiegali ją, w rozmaitych kierunkach, to rozmawiając między sobą, to prawiąc komplementa Ministrom, jakby z wielkich ich pugilaresów i portfelów miały wypaść już gotowe prebendy i synekury.
Przedewszystkiem zaś atakowali pana Jansoulet, obsypując go fałszywemi i obłudnemi powinszowaniami, domagając się rozmaitych rzeczy trudnych do urzeczywistnienia, żądając obietnic, wstawienia się, protekcji, czego żadną miarą uczynić nie mógł. Czasami tak był tem utrudzony, znużony, obarczony, że z przyjemnością siadał na ławce i przez cały czas posiedzenia nie poruszał się wcale.
Mimo to wszystko miał jednak przyjaciela w Izbie, a mianowicie deputowanego świeżo wybranego z Deux-Sevres, który nazywał się M. Savigne[1], ubogi człowiek, bardzo podobny do tego bezbronnego zwierzęcia i zdyskredytowanego, którego nosił nazwisko; miał bowiem i włos rudy a cienki, spojrzenie lękliwe, i chód podrygujący.
Bojaźliwy, nigdy nie wymówił jednego wyrazu niezająknąwszy się, jakby mu brakło głosu, jakby wedle przysłowia miał kluski w ustach, które połykał przy zakończeniu rozmowy; pytano się ogólnie co spowodowało wybranie tego niezdary do zgromadzenia narodowego, jakaż to ambicja kobieca rzuciła tego idjotę na ławy deputowanych.

Dziwnym zbiegiem okoliczności, a raczej dziwną ironią losu, mocno zaniepokojony oczekiwaniem na zatwierdzenie swego wyboru Jansoulet, wybrany został przez 8. biuro do wyrobienia rapportu o elekcji Deux-Sevres, i pan Savigne nieustannie uwijał się około tego cudzoziemca wspaniałej postawy, z wyrazem niezwykłej dobroci na

  1. Dydelf torbiasty.