Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/335

Ta strona została przepisana.

głowami, wszystko to odbijało się na szybach jasno oświetlonych jak prawdziwe chińskie cienie.
Byli między zgromadzonymi i tacy, co chodzili z pochylonemi głowami, samotnie, jakby ciężar obowiązków trudnych przygniatał ich do ziemi, jakby głębokie myśli wiły się nieustannie w ich wysokich czołach i ryły bruzdy. Inni jeszcze szeptali coś do siebie, powierzając sobie wzajemnie tajemnice nadzwyczajnej wagi, z palcem na ustach, z okiem wytrzeszczonem, jakby pod wpływem strasznej, niesłychanej wieści.
Wyróżniali się pomiędzy nimi prowincjonaliści głośniejszemi wykrzykami, strojem odwiecznego kroju, wielkiemi trzewikami podkutemi, i w ogóle szezególnem ekscentrycznem zachowaniem się, jak to zwykle bywa w każdym narodzie i w każdym kraju.
Dawniejszemi czasy ten hałas, ten szelest, ten ruch, te ciche szepty i głośne, lub urywane rozmowy ogłuszały Naboba, dziś on sam przyjął udział w tych zebraniach gwarnych i zasiadłszy przed stolikiem z olbrzymim portfelem czytał rapport napisany przez Pawła Géry, a cała publiczność słuchała jakby oczarowana.
Przekonano się, że rapport był ścisły, energiczny, wypowiadał śmiało zdania i opinie, tak że kiedy nareszcie przywołano pana Savigne, ten stawił się drżący, z otwartemi ustami, jak kryminalista pochwycony na gorącym uczynku, jak student przytrzymany na spłatanym świeżo figlu.
Wymowa pana Jansoulet wywarła na nim niezwyczajne wrażenie; oczarowała go ta jasność myśli, ten ton pewny.
— Przyjdź do siebie kochany kolego, odezwał się Jansoulet, ale deputowany 8ej dzielnicy niezdolnym był do zebrania myśli.