Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/345

Ta strona została przepisana.

— Znowu tak bardzo źle nie jest, odpowiada duch niewidzialny.
Trzeba było widzieć, jak pan Joyense wymawiał te wyrazy: „znowu tak źle nie jest“ zacny człowiek miał na ustach figlarny, a wiele dający do myślenia uśmiech.
Tymczasem panna Elisa nieodzywa się wcale, opowiadanie ojca pali ją po twarzy, w oczy, chciałaby płakać i śmiać się razem, drży i blednieje, obawia się i lęka, a przecież jest tak niewypowiedzianie szczęśliwą choć ją boli serce. Dlaczego?
Po pierwszem wrażeniu, po pierwszych wzruszeniach zaczynają rozmawiać poważniej.
Nie ulega wątpliwości, że pani Joyeuse z domu Saint-Amard, nigdyby nie zgodziła się na to małżeństwo. Andrzej Maran nie jest bogatym, tym mniej jeszcze szlachetnego rodu, ale stary buchalter innemi zgoła rządzi się zasadami, inne są jego zapatrywania, on nie przecenia wielkości tak jak jego małżonka. Kochają się oboje, są młodzi, zacni, zdrowi — jest to posag podobno najlepszy, a co do Notarjusza, to koszta ślubu nie pociągną za sobą wielkich wydatków — formalności ubogich nie kosztują zbyt wiele. Para nowożeńców zamieszka w tym samym domu, o piętro wyżej. Zatrzymają zakład fotograficzny, będzie się żyć skromnie, chyba że sztuka Revolte zrobi swoje i dochody dojdą do rzeczy niesłychanych (za pomocą bujnej imaginacyi). W każdym razie ojciec będzie czuwał nad nimi — posiada wyborne miejsce u swego pryncypała, jako komisant w biórze wymiany, i tym sposobem wszystko się urządzi w sposób łatwy, bez wielkiego wydatku i jakoś po oceanie życia popłynie swobodnie ta nawa kierowana za pomocą pomyślnego wiatru i gwiazdy przewodniej.