Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/352

Ta strona została skorygowana.

Wchodząc do lasu, coraz częściej spotyka się gałęzie drzew wystających, które wreszcie formują nad waszemi głowami sklepienie, a nad niem formuje się cisza, pełne światła, zieloności, z drzew wyżej rosnących, których szczyty nikną gdzieś w przestrzeni powietrznej. Przy nogach pełznie jakiś płaz, jakiś owad, nie przypuszczając aby istota człowiecza, pan stworzenia, spoglądał na mizerny twór; dalej nieco biegnie mrówka, pochwytająca kawał kory, daleko większej od siebie i daleko cięższej.
W osobnym maluchnym lasku będącym częścią wielkiego lasu, śpiewają ptaszyny i równie czołga się drobny owad, muszki jasnej barwy przepływają cienkiem skrzydłem w powietrzu, zda się, że gdzieś w oddaleniu brzmi harmonijna orkiestra, której wtóruje wicher niezwykłym rykiem, jak gdyby grał na jakimś niezwykłym instrumencie.
Zupełnie to samo działo się w lasku bulońskim — poza temi alejami usypanemi piaskiem, zroszonemi wodą i utrzymywanemi w największej czystości, wznosi się masa zieloności w szpalerach głównych, które wyglądają jak mury forteczne — a dalej, dalej dopiero ciągnie się las istotny, uroczy, w całym swym pierwiastkowym stanie, tworząc w wielu miejscach schronienie niedostępne — tak, był to wielki las w objęciach małego.
I Paweł, który znał tylko lasek arystokratyczny, spacer pospolity mieszkańców Paryża, owe wielkie długie aleje, na końcu których widać było zawsze powozy, karety, czekające na spacerujących — niezmiernie się zdziwił, gdy go wprowadzono do daleko piękniejszego lasu.
Było to nad brzegiem jeziora, które jaśniało niby