Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/353

Ta strona została przepisana.

lustro między drzewami, okryte dokoła wodnemi liljami i pełzającemi roślinami.
Na trawie rozłożyło się całe towarzystwo, wybierając sobie miejsce najodpowiedniejsze do wysłuchania komedyi, jaką miał czytać Andrzej Marane. Jako dokończenie krajobrazu w pewnem oddaleniu widać było szybko obracający się wiatrak. Dochodził tu tylko głuchy jakiś huk i szmer, jak gdyby między jedną a drugą częścią lasu, leżała przestrzeń odgrodzona wielkiemi złomami, czy też skałam i niedopuszczającemi żadnego dźwięku i odgłosu.
Głos młodego poety żywy, donośny, wyrazisty, przyjemnie rozchodził się dokoła ożywiając panującą ciszę.
Dobra Mama ocierała sobie kiedy niekiedy łzy. Było to dlatego prawdopodobnie, że nie miała obecnie swego zwyczajnego haftu w ręku.
Pierwsze dzieło, pierwsza praca!
Revolt“ było właśnie takiem dziełem, takim pierwiastkowym tworem dla Andrzeja, pełnym rozmaitych porównań, obfitującym w nadmiar słów i frazesów; dziełem, w które autor włożył wszystko co posiadał, co czuł najszlachetniejszego, najpiękniejszego — był to odpływ długo tamowany przegrodą — a która wreszcie uległa sile nadprzyrodzonej. Początkujący autorzy odznaczają się zawsze tą obfitością, tą ekscentrycznością porównań i pewności siebie.
Niepewność jednak drżała w głowie czytającego, oddawał on swój utwór pod sąd tych, którzy może zbyt pobłażliwie będą go sądzić. Jakkolwiek Eliza, w białej sukni, w śliczniutkim kapelusiku, już od początku zachęcała go spojrzeniem, jakkolwiek pan Joyeuse zawsze żyjący fantazyą marzył już o owym dramacie, jako o arcydziele.