Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/356

Ta strona została przepisana.

licyi, utracił wszelką życzliwość dla pięknej rzeźbiarki przyjmującej u siebie księcia.
Lecz go niezmiernie zajęła naiwność Aliny, jej pobłażliwość nadzwyczajna dla towarzyszki z ławy szkolnej.
Paweł zmienił natychmiast rozmowę — zwracając ją na inny przedmiot — zaczął mówić z ożywieniem o swej przyszłej podróży.
— Trzeba pisać do nas często — bardzo często — i to długie listy o ciekawościach spotykanych w drodze i wymieniać nam dokładnie miejsce zamieszkania — bo widzi się lepiej nieobecnych — jak się zna ich otoczenie.
Tak rozmawiając dotarli aż do końca alei, zkąd widać było daleką przestrzeń lasu, zapełnionego końmi i powozami, oraz tłumem zebranych gości i widzów.
Paweł zwalniał coraz bardziej krok, pragnąc skorzystać z tej chwili samotności.
— Czy pani wie o czem myślę — rzekł — biorąc Alinę za rękę; że to warto by doprawdy być nieszczęśliwym, ażeby mieć pocieszycielkę w osobie takiej, jak pani. Ale o ile mi drogocenną litość pani, to nie chcę wyzyskiwać takowej na fikcyjne niebezpieczeństwa. Nie, serce moje nie jest złamane — nie jest zarażone zwątpieniem — jest ono przeciwnie silne, za pomocą cudotwórczego talizmanu.
Tu pokazał jej mały portrecik, otoczony dokoła złotemi ramkami i drogiemi kamieniami.
Łzy popłynęły jej po twarzy, gdy on mówił dalej.
Portrecik ten jest moją własnością, był dla mnie zrobionym — jednakże w chwili odjazdu tak daleko, mam pewien skropuł. Nie chcę go mieć inaczej — jak tylko z rąk pani. Weź go pani, a jeśli znajdziesz kogoś godniejszego odemnie, któryby cię kochał