wadziły go w stan paralityczny — czuł, że życie ubiega i w całem ciele następuje dezorganizacja.
W całem otoczeniu wielkiego pana nie znalazła się ani jedna osoba, którą by poruszył lub rozrzewnił jego stan.
— Jutro św. Jakóba, mówiła służba w przedpokoju. Jenkins zachował zwykłą, swoją zimną krew i w miarę tego obojętność panowała tu najzupełniejsza.
Gdy w domach znajomych zapytywano go o niedyspozycyę księcia — tenże wzruszał ramionami, dając do zrozumienia, że to rzecz małej doniosłości.
Sam książę Mora, mimo nadmiernego osłabienia, czuł się swobodnym — głowa jego była lekką, a ponieważ mówiono, że stan jego umysłowy jest zupełnie normalny, uspokoił się całkiem.
Dopiero na trzeci dzień, wstając z rana zdziwił się przeglądając w lustrze, że na brodzie były ślady krwi, która w nocy z ust mu płynęła, Fakt ten zrobił na nim pewne wrażenie, ten próżny człowiek wiecznie wyświeżony, udający młodzika, elegant, doznał niespodzianej jakiejś trwogi; on który nie drżał nawet w obec najokropniejszego widoku, teraz wstrząsnął się na zaledwie widzianą smugę krwi — stanęła mu na myśli niebawem znikomość życia ludzkiego — i rozpustnik ten pierwszy raz w życiu pomyślał o śmierci.
Myśl ta przerażała go, był sam, sam jeden, opuszczony, wydany na łup okropnej chwili — blizkiego końca.
Montpavon, wchodzący do pokoju księcia tuż po za Jenkinsem, nadzwyczaj zadziwił się widokiem wielkiego pana i odgadł nawet może smutną rzeczywistość, straszliwą prawdę, wyrytą na twarzy wychudłej i zapadłej księcia. W ciągu tych kilku dni zaszła zmiana
Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/361
Ta strona została skorygowana.