Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/363

Ta strona została przepisana.

— Bardzo to pięknie, ale nie jesteś przecie cudotwórcą i możesz się mylić jak człowiek. Trzeba koniecznie zwołać konsylium, koniecznie — zaprosić panów Brisset, Jouesselin, Bouchereau — jednem słowem, znakomitości nauki lekarskiej.
— Przerazi się.... zalęknie.
Montpavon zrobił wzgardliwą minę.
— E! mój panie — rzekł — gdybyś był z nami w przykopach pod Konstantyną gdybyś widział księcia, jak nie zmrużył nigdy oka w obec niebezpieczeństwa. Ludzie jak my nie znamy strachu — rozumie pan? Proszę zatem uprzedzić swoich kolegów.... bardzo proszę.
Konsylium odbyło się wieczorem tego samego dnia, ale pod wielkim sekretem, w wielkiej tajemnicy. Dziwna rzecz, ukrywano przed księciem prawidziwe i istotne niebezpieczeństwo, unikając przedstawienia choroby w stanie groźnym.
Książe konał, otoczony jakąś tajemniczością, jak owi kacykowie afrykańscy, którzy przy śmierci, nie chcąc zdradzić swej ludzkiej pospolitej natury, każą się tak szczelnie do jakiejś kryjówki schować — aby wierzono, że oni rozwiali się w mgły i uniesieni zostali w niebieskie przestworza przez duchy niewidzialne i że istotnie zostali Bogami.
Przy tem chciano uniknąć niepotrzebnych scen, rozczulań, żalów, rozpaczy, komedyj odgrywanych przez urzędników, służbę, a nawet i przez osoby bliższe księcia, a mające na celu zdobycie życzliwości umierającego, w chwili, gdy należy koniecznie uczynić rozbrat z życiem i zaznaczyć go jakim miłosiernym uczynkiem — czy to dla dobra publicznego a chociażby przynajmniej testamentem na korzyść rodziny.