Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/367

Ta strona została przepisana.

ku, zmrużył oczy, i otworzył je dopiero za przybyciem doktorów.
Ich obojętne chłodne oblicza, prawdziwe fizjognomie inkwizytorów, lub sędziów, ze słowem straszliwem niezbłaganem na ustach, czy ono głosić ma śmierć, czy wolność, potępienie, czy swobodę — winę, zbrodnię, czy uniewinnienie.
Również lodowatemi wyrazami orzeka trybunał swe wyroki.
— A zatem moi panowie, cóż zadecydował fakultet medyczny? zapytał Mora.
Odpowiedziano wymijająco — było w słowach trochę kłamstwa, cokolwiek pochlebstwa, a najwięcej niepewności, i wachania się — nakoniec mędrcy opuścili mieszkanie księcia, spiesząc się, by wyjść jak najprędzej — by uniknąć odpowiedzialności w razie katastrofy.
Monpayou wybiegł za nimi.
Pozostał tylko Jenkens przygnębiony tem co słyszał w ciągu konsultacyi. Położywszy rękę na sercu, czuł, że zasłużył na potępienie lekarzy. Boucheront nie oszczędzał go bynajmniej, bo już to nie pierwszy pacjent, którego Irlandczyk wyprawił na tamten świat. Uczony medyk miał obecnie niepłonną nadzieję, że śmierć księcia Mora, będzie dla ludzi z wyższej sfery skutecznem ostrzeżeniem, i że prefekt policyi po tym nowym przerażającym wypadku wyszle „fabrykanta perełek“ na drugą stronę cieśniny, znaną złoczyńcom.
Książe zrozumiał zaraz, że ni Jenkins, ni Ludwik, nie opowiedzą mu dokładnie o konkluzyi zapadłej na posiedzeniu lekarskiem. Nie pytał się ich nawet, ale czekał w przekonaniu, że przecież który z nich coś mu powie nareszcie.
Skoro powrócił Monpavon, przywołał go natych-