Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/373

Ta strona została przepisana.

że listy podobnej treści, tak zaufane, tak tajemnicze, włóczyły się pomiędzy innemi papierami. Również zobaczył całą grozę swego położenia, w obec śmierci swego wszechpotężnego protektora.
W pierwszych chwilach ciężkiego swego strapienia nie pomyślał o tem, że książę w ostatniej swej godzinie gotów zapomnieć o nim — nie miał chwili do stracenia musiał powracać spiesznie do łoża umierającego, zostawiając dalsze topienie listów don Juanowskich, doktorowi.
Nim otworzył drzwi od pokoju księcia usłyszał jakiś dziwny hałas, którego nie mógł na razie zrozumieć — wszedłszy, zatrzymał się za portjerą, nadsłuchując. Był to głos płaczliwy Ludwika, chcący rozczulić swego pana nad nieszczęsną dolą w jakiej pozostaje i prosząc o pozwolenie wzięcia kilka rulonów złota, poniewierających się w szufladzie.
Cóż za straszna — chrapliwa odpowiedź — o Boże wielki! urywcze słowa, zaledwie zrozumiałe — chory usiłował się obrócić na łóżku, lecz to mu było niemożliwem już.
— No bierz... bierz... ale na miłość Boską dajcież mi spać spokojnie... pozwólcie mi zasnąć...
Otworzone biurka — niedomknięte szuflady — oddech coraz trudniejszy i krótszy umierającego — łapczywość dzika tego lokaja — wszystko to tak rozdrażniało Montpavona, że cofnął się na palcach, i wyszedł. — Nie... wszystko prędzej jak do tego stopnia się spodlić.
Ten sen, o który tak się dopominał błagająco Mora, a raczej letarg ten, trwał jeszcze przez noc całą — i przez następne rano — nie leczono go już, starano się tylko uśmierzyć cierpienia — przeprowa-