Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/385

Ta strona została przepisana.

Myślała chwilowo o odebraniu sobie życia, ale wstrzymywała się przez wzgląd, że inne kobiety będą tryumfować, i litować się nad nią każda na swój sposób. Pozostawała jej przeto jedna rzecz — opuścić Paryż i daleką i długą podróżą zmazać wspomnienia. Ale niestety brakło ku temu zamiarowi rzeczy głównej, niezbędnej — pieniędzy. Przypomniała sobie teraz, że na drugi dzień po otwarciu wystawy — odwiedził ją stary Brahim-Bey, i ofiarował jej korzystne zamówienia od swojego pana — prace te trzeba było rozpocząć na miejscu w Tunis. Obecnie wszystko to jej dogadzało — zależało tylko od niej by przyjąć uczynioną jej propozycję — nie namyślała się ani chwili — sama zadziwiona swą stanowczością — co postanowiła, wykonała, i już w przeciągu dni kilka była w podróży, upojona nowością sytuacji, życiem nowem pod warunkami niezwykłemi, i klimatem dotąd nieznanym.
Własny Yacht-Beya miał czekać na nią w Genui, i naprzód już, zamknąwszy oczy widziała białe kamienie włoskiego portu który jakby ramieniem okalał sine wody morza — i widziała już to południowe słońce, i wpływy takowego na roślinność, słyszała śpiew ptasząt dla niej nowy, i cała ta wspaniała natura, przedstawiała się jej jak w weselnej szacie.
Gdy oddawała się tym marzeniom, właśnie równocześnie Paryż tego dnia był brudny z powodu nieustannego, i długotrwałego deszczu — wyglądał szaro — z wszystkich rynien spływała woda mętna, kałuże, rynsztoki przepełnione były cuchnącym błotem. Pogardliwie spoglądała na to wszystko Felicja — chciałaby była lotem ptaka odlecieć w inne strony — i nie patrzyć więcej na ten wstrętny i smutny obecnie dla niej Paryż.