Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/387

Ta strona została przepisana.

Ciała Prawodawczego gdzie nieboszczyk tak często przebywał.
Żołnierze usiłowali rozszerzyć przejście, stali nie poruszeni trzymając u nogi broń. Magazyny wszystkie mimo dnia powszedniego pozamykane — balkony mimo ulewnego deszczu przepełnione były ciekawymi, jak to bywa czasem w dniach tryumfu gdy ludność wita zwycięską armiją.
Paryż chciwy widowiska jest obojętny na to, czy mu daje przedstawienie wojna, czy nieboszczyk...
Lecz co się stało z fiakrem i jego szkapami? musieli znów nawracać w największej furji, bo wszystko troje jako prawowici Paryżanie lubili nade wszystko widowiska, i to tak wspaniałe. Ciągnęli więc jak mogli najspokojniej przez przedmieście Saint-Martin, następnie przez plac Saint-Denis — i tak kręcąc się, napotykali wciąż na przeszkody.
Cóż za męczarnia dla biednej Felicji! była to jej zgryzota, jej potępienie którą tak święcili w tej przesadnej pompie — ten orszak pogrzebowy, ta żałoba ogólna wzbijała się w niebiosy — dla grzesznej pysznej dziewczyny był to jakby afront, w suwała się coraz głębiej w kąt powozu, zamykała oczy, by nic niewidzieć — i tak siedziała na wpół przytomna.
Stara jej matka, usiłowała ją uspokoić — pocieszyć, jeśliby to było możliwe — sama płakała nad rozstaniem z córką.
Nakoniec po tysiącznych zwrotach, i szamotaniach, fiaker stanął nagle, cały powóz zatrząsł się gwałtownie i jakby na kotwicy utkwił na miejscu — przechodzący przeklinali obelżywie tę zaporę, przeszkadzającą im do wolnego przejścia.
— Ach cóż to ścisk! wykrzyknęła stara Crenmitz.