Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/409

Ta strona została przepisana.

W salonach recepcyjnych taż sama pstrokatość co w dziedzińcu. Po dywanach sunęły powłóczyste suknie jedwabne, przez szereg oświeconych pokoi, aż do buduaru w którym oczekiwała gości baronowa — darząc wszystkich równą, uprzejmością — dwa obozy tworzyły widoczną odrębność; z jednej strony toalety odznaczały się skromnością, ciemnemi kolorami, lecz wytwornością, na której mogło się tylko poznać wprawne oko — z drugiej formalna wystawa klejnotów sukien koralami rażących — szarf fruwających, staników zbyt wyciętych — przypominających modę południową, a przesadną i bijącą w oczy.
Tu szepty wiele znaczące — tam wachlarze jak skrzydła w ciągłym ruchu.
Mężczyzn nie wiele — trochę młodzieży milczącej, zamyślonej, nieporuszonej — żonaci za plecami żon, z pochylonemi głowami zamieniali z swojemi połowicami zdania dotyczące zebrania.
W kącie pokoju kryła się wspaniała postać biskupa Armeńskiego, z długą białą brodą.
Baronowa usiłując zabawić tę mieszaninę towarzyską — biegała od jednych do drugich — każdą rozmowę ożywiała swym głosikiem aksamitnym, pieszczonym, właściwym tylko kobietom wschodnim. Dowcipna i łasząca się — z umysłem subtelnym jak jej postać cała, dotykała w rozmowie każdego przedmiotu, z niezrównaną zręcznością — mówiła o kazaniach, o modzie, o wentach, o teatrach — o kobietach będących w modzie, o spowiednikach, Posiadała nadto wdzięk jej wyłącznie właściwy, który łączyła z powagą gospodyni domu w sposób iście mistrzowski ubiór jej odpowiadał w zupełności najwytworniejszym wymogom gustu — suknia czarna, skromna, podnosiła jeszcze jej urodę — uwydatniała tem silniej tę