Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/417

Ta strona została przepisana.

do drzwi przerażona Afchin — i wołając ratunku — krzyknęła z całych sił.
— Aristide!...
Ten krzyk ten głos — to imię — otrzeźwiło Jansouleta — stanął — gniew go opuścił — i z największem obrzydzeniem wyszedł z pokoju, w którym się odegrała scena, pod każdym względem dramatyczna — rzucił drzwiami po za sobą i kilkoma innemi, przechodząc wzdłuż apartamentu — i jakby chciał uciekać przed nieszczęściem, przed zgrozą — poszedł tam, zkąd spodziewał się ratunku dla siebie.
W takiem rozdrażnieniu znalazł się za chwilę w salonie Hemerlingów. Wszedłszy, spojrzał z rozpaczą na bankiera — i skłonił się przed baronową, szepcząc: że jego żona jest niezdrową i bardzo jej przykro, że nie mogła złożyć uszanowania.
Baronowa nie dała mu dokończyć — wstała powolnie i jak jaszczurka zwinęła się w swej obcisłej, pasiastej sukni, I powiedziała swym dawnym akcentem, gdyż o poprawność w tej chwili niedbała:
— O ja tego się spodziewałam... wiedziałam że... potem zmieniła miejsce — i już nowym gościem nie zajmowała się wcale.
Spróbował przysunąć się do Hemmerlinga, lecz zdawał się być nadzwyczajnie zajęty rozmową z Trottem. Widząc opuszczoną również panią Jenkens, usiadł przy niej. Rozmawiając, równocześnie obserwował baronowę, robiącą tak umiejętnie honory swego salonu. Odprowadzała niektóre panie, żegnała odchodzące, podawała czoło do pocałowania starej księżnie, pochyliła głowę przed błogosławieństwem biskupa — uśmiechała się młodym facetom, bijącym jej pokłony przed odejściem. I mimowolnie porównywał tę niewolnicę przetworzoną na paryżankę dystyngowaną wśród otoczenia