Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/421

Ta strona została przepisana.

chwała, na jaką tylko Paryż zdobyć się może. Albo też chciano go narazić na niezręczny krok, by tem prędzej wpadł w sidła zawistne, zastawiane nań nieustannie od sześciu miesięcy.
Nie, sumienność ta znana w Pałacu i w Izbie, człowieka tego prawego musiała być prawdziwą — zapoznanym on tylko był prawdopodobnie przez szubrawców, sądzących drugich po sobie.
Postępując według rad mu danych, narazić się mógł na odmowę — na słuszną wzgardę obrażonego honoru.
Wszystko to, powtarzał sobie w duchu Nabob siedząc no lawie dębowej okalającej pokój.
Mimo rannej pory — kilka już osób czekało wraz z nim. Dominikanin przechadzał się tam i na powrót, dwie siostry miłosierdzia z nasuniętemi na twarz kornetami, przesuwały paciorki różańca dla skrócenia sobie czasu. Kilku księży z dyecezji ljońskiej — a koło stołu stojącego na środku pokoju panowie interesenci czytali gazety z widocznem zajęciem, mające następujące tytuły „Echo czyściowe“ „Różaniec Maryi“.
Robiło to poczekanie w rażenie, jak niekiedy w kościołach czeka się na spowiednika uprzywilejowanego — w dniach odpustu. Na koniec po przesłuchaniu wielu osób, przyszła kolej na niego — mógł mieć jeszcze pewne wątpliwości co do osoby pana Merquier, lecz wszedłszy do jego kancelarji — i te pierzchnąć musiały — w obec prostoty tu panującej. Powierzchowność pana Merquier nie olśniewała, również jak jego apartamenta — wysoki, chudy, trochę przygarbiony, wąski w ramionach, w surducie czarnym, trochę wyszarzanym o krótkich rękawach, z których wychodziły ręce czarne, szerokie, płaskie, żylaste.