Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/430

Ta strona została przepisana.

— Tak się mnie coś przypomniało mój chłopcze, odpowiedziała matka Jansouleta — i odrazu stanęły jej przed oczyma smutne uroczystości u Beya — i serce jej zadrżało na te wspomnienia.
Mój chłopcze!... te słowa zrobiły silne wrażenie na umysłach służby — mój chłopcze powiedzieć panu Borreau — takiemu znakomitemu człowiekowi. — A to chyba samemu trzeba być czemś niezwykłem u licha!
Wielkości, i błyskotki, nie robiły najlżejsze wrażenia na poważnej i poważnie myślącej kobiecie — i mimo zbytku bijącego w oczy na każdym kroku — mimo pysznych koszów z kwiatami — i figur brązowych podtrzymywających lampy.
Zauważyła, że było na palec kurzu na poręczach i że dywan na tych paradnych schodach był w kilku miejscach podarty.
Zaprowadzono ją do pokoi na drugim piętrze zamieszkałych przeważnie przez synowę jej i dzieci i tam w garderobie obok dzieci, czekała, trzymając koszyk na kolanach — przysłuchiwała się, miłym dla niej dziecinnym głosikom swych wnuków — myśląc o ukochanym Bernardzie — i o tem nieskończenie długiem spaniu synowej — gdzie okiem rzuciła widziała nieład powstały z lenistwa pani, nie doglądającej sług, którym powierzono zarząd domu.
W ogromnych otwartych szafach widziała porozrzucaną bieliznę wytworną, haftowaną, oszytą drogiemi koronkami — niektóre kawałki leżały na ziemi — pomimo że służące przechodziły nieustannie koło tych poniewierających się przedmiotów. Murzynki poubierane w żółte tkaniny wschodnie — przychodziły do szaf — wyciągały — to serwety, to fartuszek, a roboty ich włóczyły się po ziemi, wraz z naparstkami