Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/431

Ta strona została przepisana.

i nożyczkami — i żadnej ani na myśl nie przyszło pozbierać to wszystko.
Oszczędna pracowita kobieta, gorszyła się tem strasznym nieładem i marnotrawstwem jaki panował tu na każdym kroku — szczególnie bielizna ten artykuł tak drogi, stanowiący w niższych klasach majątek — ją niepokoiła — przypominała sobie, jak to dawniej pilnowała porządek — wyrabiania płótna — i bielenia takowego — co to pracy kosztowało, zapobiegliwości, to grube płótno, a cóż dopiero — tak cieniutki wyrób jak batyst.
Nie mogła dłużej wytrzymać tego nieporządku — i przechodząc z obserwacyjnego, w stan czynny — schyliła się — i jęła składać, rozprostowywać tę zmiętą bieliznę i układać w szafach — i znowu przy tem zajęciu przyszło jej na myśl, wielkie pranie w Seint-Romans jak do tego najmowała dwadzieścia ludzi — jak to prześcieradła, przed powieszeniem na sznurach, wyciągały się i trzepały mocno, aż ostatnie krople wody pryskały w oczy.
Tak była zatopiona w robocie — że gotowa była zapomnieć, że jest w podróży — że się znajduje w Paryżu — w domu syna — gdyby nie posłyszała nagle głosu czyjegoś za plecami. Odwróciła głowę i zobaczyła człowieka, krępego, z kędzierzawym włosem, brodą, w surducie aksamitnym, lakierowanych butach — z budową wołowatą.
— Ach to wy Cabassu?
— Pani Franciszka w Paryżu? To doprawdy niespodzianka — przy tych słowach zrobił ogromne okrągłe oczy.
— Tak, tak, mój poczciwy Cabassu, to ja — dopiero co przyjechałam — i oto widzisz mnie zaraz przy robocie, nie mogę ścierpieć takiego nieporządku.