Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/432

Ta strona została przepisana.

— Czy pani przyjechała na posiedzenie?
— Na jakie posiedzenie?
— Ależ na wielkie posiedzenie Ciała prawodawczego...
— Nie wiem o nicze, dalibóg — cóż mi do tego — ja się na takich rzeczach nie rozumiem. Nie, przyjechałam jedynie żeby zobaczyć małych Jansouletów, bo już na prawdę zaczęłam się niepokoić. Kilka razy pisałam i nie miałam żadnej odpowiedzi — to mi wreszcie było zanadto. I różne smutne myśli zaczęły mnie dręczyć — to że dziecko które ciężko chore — to że syn mój w złych bardzo interesach i postanowiłam osobiście o wszystkiem się przekonać. No i dowiedziałam się, że przynajmniej wszyscy zdrowi.
— Bogu dzięki — wszyscy mają się jak najlepiej — pani Franciszko.
— A Bernard? Jego przedsiębiorstwo? jak to tam idzie?
— Oh! pani wie — jeśli kto ma interesa, to ma i kłopoty ale koniec końców, zdaje mi się że nie powinien się skarżyć... Ale czy pani nie głodna? przyszło mi na myśl — możeby co podać.
I chciał zadzwonić, z miną pewną siebie, jakby tu był panem domu. Lecz matka powstrzymała go.
— Nie — nie — mnie niczego nie potrzeba — mam jeszcze zapasy podróżne.
I postawiwszy na rogu stołu swój koszyk — wyjęła dwie figi i kawałek chleba, i zaczęła przekąskę — jedząc rozmawiała:
— A cóż ty mój kochany Cabassu — jakże ci się powo
dzi. Bo jakoś widzę bardzo pięknie koło ciebie odzienie na tobie drogie bielizna cienka — a dawniej to djabelnie kuso było z tobą. Jakiż zawód obrałeś?