Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/434

Ta strona została przepisana.

Dzieci zaczekały zdziwione, stanąwszy w rzędzie — patrzyły w tę twarz pomarszczoną otoczoną szlarkami — podwiązaną żółtemi wstążkami — niewidziały takiego ubrania głowy. — Babka też czuła się zażenowaną w obec tych paniczów przypominających jej tych hrabiów, prefektów, margrabiów, których jej niekiedy przywoził syn, przejeżdżając przez Saint-Romans.
Na rozkaz nauczyciela „by powitały szanowną babkę“ postąpili nieśmiało kilka kroków naprzód — i jeden po drugim, jak na komendę podawali witając się ręce. — Mieli wrażenie, że mają przed sobą kobietę z tych mansard do których niekiedy prowadzono ich, by ich oswoić z nędzą — i uczyć miłosierdzia, czuli pomiędzy sobą a tą staruszką tęż samą różnicę towarzyską — bo im nikt nigdy nie mówił że mają babkę — a choćby i wiedziały o tem, to by sobie jej nie przedstawiły nigdy w tak prostem, skromnem ubraniu, choć czystem.
Ksiądz odgadł to wszystko — i aby przerwać przykre milczenie odezwał się owym głosem, przypominającym ambonę:
— A więc łaskawa pani — nadszedł wreszcie, ów dzień pożądany w którym pan Jansoulet pokona swych nieprzyjaciół. Confundantur hostes mei, quia injuste iniquitatem facerunt in me, ponieważ mnie niesprawiedliwie prześladowali.
Staruszka pochyliła głowę, przed łaciną której nierozumiała — lecz twarz jej przybrała wyraz największego niepokoju na słowa te groźne: nieprzyjaciele — prześladowanie — ona o tem wszystkiem nie miała pojęcia.
— Ci nieprzyjaciele są mnodzy i potężni, szlachetna pani — lecz nie trzeba się niepokoić zbytecznie.