Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/436

Ta strona została przepisana.

— Jakto?... więc on nim nie jest jeszcze?.. A ja już wszędzie rozpowiedziałam po kraju — i już temu miesiąc oświecono Saint-Romans. Czyżby mi powiedziano kłamstwo?
Profesor użył całej swej wymowy, by wytłómaczyć jakie są wymogi i zawikłania parlamentarne — i sprawdzanie wniosków, i komentowanie takowych. Lecz matka mało słyszała z tych wywodów — zajęta swemi myślami — i składaniem pośpiesznym bielizny.
— A więc mój Bernard tam jest w tej chwili.
— Tak jest pani.
— A czy to kobietom dozwolono wchodzić do tej Izby? To czegóż Ona tam nie jest wraz z nim... Bo przecież to ważna rzecz dla niego... pewno chciał by mieć przy sobie kogoś przychylnego... Słuchaj mój poczciwy chłopcze — musisz mnie zaprowadzić na to posiedzenie. Czy to daleko z tąd?
— Nie pani — bliziutko. Tylko że to musiało się już zacząć. I obawiam się nadto, że pani mogłaby mnie potrzebować, podczas mej obecności, moja chlebodawczyni.
— Ciebie potrzebować? ale przywiduje ci się.
— Otóż dzwoni — jeśli pani pozwoli pójdę jej powiedzieć o Jej przybyciu.
— Nie... nie... to wcale nie pilne — to jest ważniejsze, iść tam do niego natychmiast.
— Ale czy pani ma kartę wstępu?
— Niemam — ale powiem że jestem matką Jansouleta i że przyjechałam umyślnie by być na posiedzeniu. Chcę słyszeć, jak będą sądzić mego syna.
Biedna kobieta nie rozumiała doniosłość swych własnych słow.
— Niech się pani zatrzyma chwileczka pójdę poszukać kogo — by Ją odprowadził.