Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/439

Ta strona została przepisana.

jakiś człowieczek, rozkładający rękami, mówił do swych słuchaczy:
— Powiedzcie panu Jansoulet, że ja jestem wójt z Sarfazaccio — i że mnie — mnie skazano na pięć miesięcy więzienia, z przyczyny tego jegomości. — Dali mi też za to kartę wstępu na posiedzenie. Zarobiłem na to.
Pięć miesięcy więzienia z powodu jej syna... Dla czegóż to? Niespokojna przybyła nareszcie, na miejsce przeznaczenia. W uszach jej szumiało — niepokój ją ogarniał czytała napisy na tablicach — Trybuna Senatu, ciała prawodawczego, deputowanych etc.
Weszła — i nic nie widząc na razie prócz czterech, do pięciu rzędów ławek — i oddalonej od niej, przez całą długość sali, trybuny, oparła się o poręcz galeryi, i oczy wlepiła w ten tłum ludzi, nareszcie zwróciła je na estradę — tam musiał być ten jej syn ukochany. — Oh! jakże chciałaby zobaczyć go. Lecz wzrok niedopisywał staruszce — z takiej odległości nie widziała nic. Postanowiła zejść na salę — i za pomocą swych szpiczastych, kościstych łokci, przecisnęła się jako tako, aż do ławek zasiędzionych przez elegancki świat. Damy w koronkach, i wiosennych szatach, patrzyły na nią z pogardą — i rzucały jej nie zbyt uprzejme uwagi, że im mnie suknie — nie zważała na to, i coraz dalej posuwała się — przechodząc poznała arystokratyczny profil pięknego margrabiego, który odwiedził kiedyś Saint-Romans — ale on, ten wielki pan nie patrzył nawet na nią. Już tylko kilka rzędów oddzielało ją od trybuny, lecz dalej już ani kroku postąpić nie mogła — jakieś potężne plecy stanowiły zaporę niezwyciężoną. Szczęściem, że z miejsca zdobytego z takim trudem wi-