Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/44

Ta strona została przepisana.

obecnie nie mam jeszcze pięćdziesięciu — marłem z głodu, bez centa, bez przyszłości, z biedną moją matką na sumieniu; tam... w owéj szopie... z nędzy umierała, a ja jéj nic dać nie mogłem...
Opowiadanie to Jansouleta rozmaicie podziałało; jedni zdawali się niém ile niém dotknięci, najwięcej zaś Monpavon, który takie wyznanie publiczne uważał za coś nieskończenie ubliżającego i wbrew wszelkiéj etykiecie. Dla tego też nos jego w najrozmaitszych ruchach niezadowolenie wyrażał. Oardailhac, sceptyczny smakosz i nieprzyjaciel wzruszających scen, krajał leżący przed nim owoc z wielką starannością i uwagą w drobniusieńkie płatki. Gubernator natomiast odznaczał się wyrazistą grą fizjognomji, pełnéj naiwnego podziwu, i niewyraźnemi tonami okazywał swoje uwielbienie. Rycerskiego Brahim-beja ukołysała explikacja Naboba po tak sutém śniadaniu w słodki sen; starzec spał z szeroko pod białym wąsem otwartemi ustami i mocno pałającą twarzą — może w skutek silnego ciśnienia mocno spiętéj bindy wojskowéj. Zresztą malowała się prawie na wszystkich twarzach obojętność lub nudy. Bo cóż mogło tych ludzi obchodzić, jak Jansoulet w St. Andréol przebył swą młodość, jak cierpiał i jak się poniewierał? Przecież dla wysłuchania takich bajek nie byliby się tu trudzili. Niezręcznie kłamane współczucie, oczy liczące gałki sufitu lub okruszyny chleba na stole leżące, z obawy przed ziewaniem silnie ściśnione usta zdradzały ogólną niecierpliwość z powodu tego tak nie na czasie rozpoczętego curiculum. Lecz równie jak marynarz karmiący się w swéj starości wspomnieniami niebezpiecznych swych zbłąkań i ciężkich chwil w czasie rozbicia okrętu na dalekich morzach, tak i niestrudzony Nabob rozwijał dalej obraz minionych swych cierpień. Teraz właśnie doszedł w opowiadaniu swém do chwili, w której nareszcie po