Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/441

Ta strona została przepisana.

opuszczony, samotny, smutny — zwracający nadto na siebie uwagę całej Izby — manifestującej się dla niego nieprzyjaźnie, nie przychylnie — jakto odgadywała nieszczęsna matka.
Jakby to zrobić, żeby zwrócić jego uwagę na siebie, przemyśliwała kobieta — dać mu poznać, że ma przy sobie serce kochające. Trudne zadanie, bo Nabob nie podniósł głowy ani razu — jakby się lękał popatrzyć na tę wrogą dla siebie publiczność.
Nagle na odgłos dzwonka z estrady prezydjalnej — dreszcz przeszedł wśród zgromadzenia całego — wszystko się zwróciło w stronę, gdzie stanął wysoki, chudy człowiek w okularach — z powagą jaką mu nadawały okoliczności, otworzył zeszyt który trzymał w ręku i zaczął.
— Panowie w imieniu wysokiej Izby, przychodzę przedłożyć wam konieczność zniesienia elekcyi, z departamentu Korsykańskiego.
Wielkie milczenie nastąpiło po wygłoszeniu wyrazu tego — którego matka Jansouleta nie zrozumiała.
Osobistość o szerokich plecach, zaczęła gwałtownie sapać, a z pierwszego rzędu odwróciła się twarzyczka ku sapiącemu, dając mu znaki najwyższego zadowolenia. Czoło białe, usta zaciśnięte — brwi nadto markowane, ten uśmiech na tej twarzyczce kobiecej zdawał się matce Naboba jakby chmurą zapowiadającą na pogodnem niebie zbliżającą się burzę, mającą wybuchnąć piorunem.
Pan Merquier czytał swój raport, głosem spokojnym, obojętnym, monotonnym.
— Na pierwszym planie przedstawiało się expose krytykujące z zasady nieprawidłowość wyboru. Nigdy jeszcze rzecz tak poważna nie była traktowaną w sposób tak barbarzyński, dziki niemal. W Sarlazacio, gdzie kandydat drugi,