Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/448

Ta strona została przepisana.

się mój synu. Jeśli oni tobą pogardzają — to twoja matka cię szanuje i kocha! Chodź ze mną — czy my ich łaski potrzebujemy? O! nie.“ I była chwila, iż się jej zdawało, że to co mówiła do niego z głębi serca, doszło do niego — bo powstał — wstrząsnął głową o krętych włosach — krew mu uderzyła do twarzy — usta drgały jak kiedy małym dzieckiem na płacz mu się zbierało. Ale zamiast opuścić miejsce gdzie siedział — stał jak przykuty trzymając się pulpitu.
— Panowie — rzekł nareszcie.
Teraz była jego kolej — tamten skończył — on miał teraz odpowiadać.
Zatrzymał się przestraszony swym własnym głosem przygłuszonym, jakby ochrypłym — chciał nabrał sił do obrony — szamotał się w duchu — gdyby był zobaczył matkę po za sobą — byłby nabył odwagi — lecz odwrócony w ten sposób nie mógł jej widzieć — lecz duch jej pracował dla niego, siła jej wzroku, magnetyzowała go i jakby cudem zaczął mówić płynnie:
— Przedewszystkiem oświadczam Panowie! że nie przychodzę bronić mego wyboru... Jeśli sądzicie że zwyczaje przedwyborcze w Korsyce zmieniły się w czemkolwiek bądź dla mnie, jeśli przypuszczacie tylko, że moje złoto wpłynęło na temperament gwałtowny tej ludności, znany zresztą całemu światu — to proszę was znieście moją kandydaturę — a ja podam się wyrokowi bez szemrania. Lecz tu nie o to idzie. Tu nastają na mój honor — szarpią moją dobrą sławę — to mnie jedynie dotyka i tego bronić przychodzę — i na zarzuty mi uczynione odpowiedzieć mam zamiar.
Głos jego nabierał pewności, choć czuć w nim było wielkie rozdrażnienie mówiącego.