Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/45

Ta strona została przepisana.

złém nastąpiło dobre — w któréj dziwny przypadek wtrącił go na drogę szczęścia.
— Pewnego razu chodziłem po tamie portu marsylskiego z równie jak ja obdartym towarzyszem, który się potem także u beja zbogacił i który został późniéj najzaciętszym moim wrogiem, chociaż jak brat i dobry towarzysz ze wszystkiém, co do mnie należało, się z nim dzieliłem. Mogę wymienić nawet jego nazwisko; jest nim ów słynny Stemerlingue. Tak, panowie, Stemerlingue, dzisiejszy szef wielkiego domu bankowego „Stemerlingue i Syn“, nie miał wówczas nawet tyle, aby sobie u przekupki módz kupić za dwa sous fig... Otóż na téj tamie przyszła nam chęć podróżowania, właściwa zresztą tam tej okolicy. Postanowiliśmy szukać utrzymania w gorących krajach południowych, ponieważ zachód nielitościwie nas wszędzie odpychał. Ale dokąd się tu najpierw udać? Zrobiliśmy tak, jak to zwykli czynić majtkowie, skoro im trudno wybrać gospodę, gdzieby żołd swój przehulać mogli; zatyka się w takim razie kawał papieru za skrzydło kapelusza osadza na końcu kija i wprawia w kołowrotowy ruch, gdy kapelusz do dawnego wróci spokoju wybiera się kierunek, który papier wskazuje. Nam wskazał Tunis... W tydzień potem wyskoczyłem z półluidorem w kieszeni na tamtejszy ląd, a niedawno wróciłem z dwudziestoma pięcioma milionami.
To zakończenie zelektryzowało tak całe otoczenie, że oczy wszystkich, nawet służby, żywym zamigotały ogniem. Cardailhac wyszepnął mimowoli frazes podziwienie wyrażający: „tam do kata“, a nos Monpavona przybrał znowu wyraz łaskawszy.
— Tak dzieci — dwadzieścia pięć milionów w gotówce, nie wliczając w to tego, co w Tunisie pozostało, moje dwa pałace na Bardo, moje okręty w kanale de Gouletta, moje dyamenty i kosztowności, co wszystko razem najmniéj podwójną czyni sumę. A wy wiecie — dodał z właściwym