Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/450

Ta strona została przepisana.

zewsząd zazdrością, spowodowaną nagromadzonem złotem. — To gorszem jest jeszcze — stokroć dotkliwszem wierzcie mi! To jest wstręt budzące! Nigdy za czasów mej niedoli — niedostatku w jakim żyłem — nie miałem tyle zgryzot — tyle troski, tyle nocy bezsennych, jak teraz gdy mnie fortuna przygniata — ta straszna fortuna której nie cierpię, która tyle mi udręczeń przyniosła ze sobą. Nazywają mnie w Paryżu Nabobem!... ależ nie Nabobem lecz pariasem raczej powinni mnie nazwać wyciągającym ręce do społeczeństwa — lecz odtrąconym.“
Opowiedziane, te słowa mogą, się wydać zimnemi, niedostatecznemi — lecz tam w obec pełnego zebrania — obrona tego człowieka musiała zrobić wrażenie. — Na razie zadziwiła tylko, lecz następnie, wywody przytoczone z taką prostotą — choć niemające formy Parlamentarnej — lecz tak treściwe — tak szczere, że obudziły współczucie u wielu. — Lecz nareszcie gdy ten krzyk wzgardy dla złota, rozbrzmiał po sali — cała Izba powstała by dać dowód szacunku temu nieszczęśliwemu zapoznanemu człowiekowi — ze wszystkich stron posypały się oklaski — podawano mu ręce, by mu dać dowody przychylności za którą tak tęsknił biedny Nabob.
— Te oznaki sympatyi dodały mu otuchy do dalszej obrony: — Powiedziano wam moi panowie, że nie jestem godzien zasiadać razem z wami w Izbie. A ten co to powiedział, był ostatnim od którego byłbym się spodziewał tego słowa — gdyż on jeden wie tajemnicę smutną mego życia; on jeden mógłby był przemówić za mną, usprawiedliwić mnie w waszych oczach — i przekonać was. Lecz nie uczynił tego. A więc ja sam — choć mnie to wiele kosztuje — spróbuję przemówić za sobą... Ohydnie potępiony, winienem to