Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/452

Ta strona została przepisana.

Ogólne zdziwienie nastąpiło wśród zebrania, już tak przychylnie usposobionego dla Naboba — milczenie jego, można było wziąść za efronteryą. Zamieszanie, szmer w ławkach, chciano poddać rzecz tę pod głosowanie dla ułatwienia, kto był zatem miał powstać. Nabob patrzył na to wszystko jak skazany, pod pręgierzem chwila długa jak wiek poprzedziła ostateczne orzeczenie. Na koniec prezydent powstał, i rzekł obojętnie:
— Wybór pana Bernarda Jansouleta, jest niniejszym zniesiony.
Nigdy może spokojniej przyszłość człowieka nie została zwichniętą.
Matka Jansouleta nie wiele z tego zrozumiała, widziała tylko że ludzie zaczęli wychodzić — i pusto się zrobiło w koło niej. Siedział tylko uporczywie krępy człowiek i jego żona w białym kapeluszu — oboje wpatrzeni w Bernarda, który także prawdopodobnie miał wyjść już, bo dużą plikę papierów wsuwał do teki. Po czem powstał z miejsca jak nieprzytomny. Och! ci ludzie goniący za wielkością, mają straszne chwile w życiu! W obec całego zgromadzenia, musiał zejść z tych stopni, które go tak strasznie drogo kosztowały, a z których strącał go fatalizm nieubłagany.
Na tę chwilę właśnie czekali oboje Hemerlingi — śledząc każdy krok odchodzącego — napawali się jego upokorzeniem, aż do sytości — a gdy odszedł zaczęli się śmiać do siebie — i wyszli ze sali.
Matka niewiedziała co ze sobą począć — coś znów zaczęto czytać — niewiedziała, czy to również dotyczy jej syna — słyszała że znów się zajmowano wyborami — poprawiła czepiec zmarszczyła brwi, usiłowała coś zrozumieć — i byłaby do końca wy-