Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/46

Ta strona została przepisana.

sobie łagodnym uśmiechem i nieznośnie chrapliwym głosem — a wy wiecie, że chociaż się kosi, przecież trawa znowu porasta.
Całe towarzystwo podniosło się z krzeseł jak jeden mąż:
— Brawo.... ah! brawo!....
— Wyśmienicie!
— Doskonale — rzeczywiście doskonale!
— I taki mąż jeszcze nie jest deputowanym?
— Musi nim zostać — zawołał donośnie gubernator, a nie umiejąc na razie inaczéj wyrazić swego entuzjazmu, porwał w przystępie szalonego uwielbienia grubą, włosem porosłę rękę Naboba i mimo woli do ust ją przycisnął.
Ponieważ wszyscy już z krzeseł powstali dał promieniejący radością Nabob znak do przejścia do salonu.
— Proszę panów teraz na kawę — zawołał, odrzuciwszy na stół serwetę.
Na to wezwanie rzucili się wszyscy z hałaśliwą wesołością do salonów, w których wszystko prawie złotem było; złoto błyszczało lśniąco ze sufitu, złoto spływało w smugach, arabeskach i tysiącznych innych gzykzakach ze ścian, ramiona foteli i zamki okien były złote, a nawet pionowo spadające fałdy opon i portier, miały w sobie coś metalicznie sztywnego i lśniącego, jak gdyby także w złocie były kąpane.
Ale pomimo nagromadzonego złota brakło owym salonom owego czegoś, co pobyt w nich miłym czyni.
Kawa była podaną na sposób orientalny, z czarnym osadem na spodzie, w małych srebrem ozdobnych filiżankach. Goście ugrupowawszy się naokoło stołu wyborną zastawionego mokką, spieszyli się z jéj wypiciem uważając pilnie na każdy ruch sąsiada i wspólnie się dozorując. Chodziło przedewszystkiem każdemu o to, aby pierwszy zdołał pochwycić Naboba, uprowadzić w róg pokoju lub