Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/463

Ta strona została przepisana.

tę zamianę światowej uprzejmości wśród wiosennej rozkosznej pory — że dwoje tych ludzi o pozornym spokoju, miotały te same wewnątrz zgryzoty — przeszli koło siebie z temi samemi piekącemi zamiarami w mózgu — i dążyli do jednego celu.
Miał słuszność lokaj księcia Mory, który mówił że choćby człowiek umierał i stracił władzą i urząd, to wszystko jedno — będą żądać od niego rachunków. — I żądano. — Z wielką biedą kasyer skarbu państwa, dostał przedłużenie dwutygodniowe do przedłożenia możliwych zestawień — i uregulowania kasy skarbowej. Liczył on niemało na pomoc Jansouleta, jak to już nie raz bywało — lecz postanowienie Izby odebrało mu resztki nadziei. Skoro tylko o tem się przekonał poszedł do siebie, gdzie go niecierpliwie oczekiwał służący, mający jego zaufanie — jakiś ważny papier, czy dokument dla niego przyniesiono. Było to rzeczywiście sądowe wezwanie by pan Ludwik-Maria-Agenor de Montpavon, stawił się na dniu oznaczonym do kancelaryi sędziego śledczego.
Choć się czegoś podobnego mógł spodziewać, lecz forma brutalna wezwania go oburzyła — postanowienie jego było szybkie. — Co? Montpavon na śledztwie — Montpavon przy kratkach sądowych — nie — tego nigdy nie było — i nie będzie...
Zaczął natychmiast porządkować papiery, drzeć niektóre — palić — niszczyć co tylko by mogło ciekawość ludzką zadowolnić — wziął do kieszeni niektóre przybory tualetowe — ubrał się wykwintnie jak to było jego zwyczajem — i powiedział służącemu.
— Idę się kąpać.
Djabelska Izba... kurzu wyżej uszów...
Służący uwierzył słowom swego pana. Było w tem wiele prawdy. To długie i nużące wyczekiwanie w try-