Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/472

Ta strona została przepisana.

Ten co tam ostatnie swe tchnienie wydaje — i kona w krwawej kąpieli — nie znalazł nigdy w życiu tego świętego ogniska. Dla siebie wyłącznie żył — by użyć życia — smutny cel zaiste, dla myślącego człowieka. Hołdował li tylko próżności — i ona też jeszcze była jedyną dobrą stroną jaką miał, dla niej niekiedy udało się mu zrobić coś dobrego.
W wilgotnym ogródku szmer wody ustaje — straż ochotnicza trąbi by gaszono ognia po domach.
— A no idź no ty — mówi do posługacza właścicielka łazienek — a cóż on nigdy nie wyjdzie z tej kąpieli czy co?
Chłopak idzie — i wydaje krzyk przerażenia.
— Dobrze pani mówiła, że on chyba nie wyjdzie z tej kąpieli.
— Ten pan nie żyje.
Z wszystkich kurytarzy zbiegają się ludzie, lecz nikt poznać nie może pięknego pana co wszedł do łazienek — martwy, z głową zwieszoną — przedstawiał straszny widok w tej krwawej kąpieli — brzytwy zrobiły swoje — i tak zakończył ten świetny, zazdrość budzący za życia Ludwik-Agenor-Marya, margrabia de Montpawon.